To był naprawdę ciężki mecz na rozpoczęcie sezonu.
Już raz w tamtym sezonie drużyna Bychlewa zaskoczyła nas walecznością, ambicją i wolą walki i wszyscy dobrze pamiętamy jak to się skończyło. Pokazali nam wtedy że żadnego rywala nie można lekceważyć, a wszystkie wymienione wyżej cechy charakteryzują prawdziwie zgrany zespół.
Żadna z drużyn nie rozpoczęła od huraganowych ataków. Jedni i drudzy badali się, skupiając się przede wszystkim na obronie własnej bramki. My niestety popełnialiśmy tez sporo błędów niewymuszonych, potykaliśmy się o piłkę, przewracaliśmy przy każdym starciu z rywalem. Na szczęście powoli nasza gra zaczęła się układać i efekt mieliśmy w 8 minucie spotkania. W zamieszaniu podbramkowym najwięcej zimnej krwi zachował Bania i z najbliższej odległości umieścił piłkę w siatce. Nasza radość nie trwała jednak długo, bo już po paru minutach w sobie tylko znany sposób, nasi obrońcy pozwolili na rajd lewą stroną pomocnikowi Bychlewa, a ten umieścił futbolówkę w naszej siatce. Nie bez winy był też Radzik który chyba zbyt szybko położył się na murawie, przez co stracił szansę na skuteczną obronę. Przyznam szczerze że w tym momencie meczu lepsze wrażenie sprawiała drużyna gości. Nie stwarzali dużego zagrożenia pod naszą bramką, ale wykorzystywali skrzydła dogrywając mocne prostopadłe podania. My graliśmy dobrze ale trochę za krótko i troszkę za nerwowo. To jednak my zdobyliśmy drugą bramkę, a jej autorem był Olek który idealnie przyjął kozłującą piłkę na pierś i z piątego metra przymierzył obok bezradnie patrzącego na wszystko bramkarza gości. Od tego momentu nasza gra się poprawiła odrobinę i tuż przed przerwą podwyższyliśmy prowadzenie na 3:1. Autorem bramki znów okazał się Olek, który idealnie zamykał akcję na prawej stronie i posłał idealnego "szczurka" po długim słupku. Bramkarz znów był bezradny, a Olek niedługo zmieni ksywkę na "Profesor"
W drugiej połowie graliśmy już znacznie lepiej. Więcej piłką dzięki czemu coraz częściej przebywaliśmy w okolicach pola karnego gości. Efektem tego była kolejna bramka strzelona z wolnego przez Kudłatego ( nie czuje że rymuje:) ). Takim też wynikiem zakończyło się całe spotkanie.
Mecz nie był idealnym w naszym wykonaniu. Brakowało jeszcze waleczności, zadziorności i dokładności. Często, zbyt często to rywale odważnie kopali piłkę w starciach jeden na jeden i oni w tych starciach częściej zagrywali głową bo my się.......baliśmy. Zawodnicy tacy jak Kazik, Bania, Kudłaty, Buba muszą zacząć walczyć. Bo twarda walka bark w bark też jest wykładnią jakości piłkarza. Mam nadzieję że najbliższy mecz z Gałkówkiem pokaże że powoli robią sie z nas mężczyźni.